Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Polata nie bez apetytu patrzył w różowe usta i białe zęby młodej kobiety, a jej zielone, chytre oczy śmiały się do niego.
— Nie byłyby te oczy chytre, gdyby nie musiały! — pomyślał młody człowiek i zaczął się wykręcać od śniadania.
— Wszakże piłem już mleko, więc tak zupełnie naczczo nie jestem. Teraz wielki post, popościć trochę można... Wrócę z dobrym apetytem na obiad.
Wilk Lot, stojąc wyprostowany w drzwiach gościńca, spoglądał na niego przez chwilę wyniośle, ale życzliwie, poczem wlepił swe duże, orzechowe oczy w kręcące się powoli śmigi wiatraka.
Tymczasem pan Piekarski wszedł do gościńca.
— Czem panu mogę służyć? — zapytał, podając gospodarzowi rękę i patrząc mu w oczy.
Oberżysta ze swej strony wlepił wzrok w oczy swego sobowtóra.
Pan Piekarski zauważył i zrozumiał, że oberżysta patrzył w tej chwili nie na niego, lecz w głąb własnej duszy, wstecz — ku zaraniu swego życia.
A naraz te oczy odzyskały świadomość czasu i miejsca.
Oberżysta próbował się uśmiechnąć.
— Pan jest człowiekiem mądrym, panie Piekarski — zaczął — lecz jeśli pan już tyle wie i rozumie, to może powie mi pan, dlaczego —