Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.
XXVII.

Kiedyś poeci martwili się, gdy nie mogli dobrać rymu, odpowiednio szlachetnego i należycie wygiętego, aby przypadkiem nie był „prosty“. Było to postępem, ponieważ znowu kiedyś, za takiego Kochanowskiego i jemu podobnych „antyków“ za obrazę wiersza uważany był rym zbyt sztuczny. Jednakże przed trzydziestu laty wieszcz, pocąc się i głowiąc nad odpowiednio „naturalnie“ wyszukanym rymem, który „przywoływał“ zapomocą spisywania rymów na arkuszu papieru, klął przytem:
— Psia-krew!
Wtedy klęło się „psiakrew“! Więc:
— Psia-krew! Nie wystarczyłaby tym osłom —
Miał na myśli recenzentów literackich.
— Tym osłom, filistrom, tasiemcom, nie wystarczyłaby od czasu do czasu przyzwoita asonancja? Musi koniecznie być rym?
Teraz Polata, głowiąc się nad wyszukaniem odpowiedniej „naturalnie“ naciągniętej asonancji — Lala bez asonancyj nie mogła! — klął z furją:
— Cholera jasna! Nie wystarczyłoby tym kretynom —
Miał na myśli recenzentów literackich.
— Tym kretynom, burżujom, tasiemcom, nie wystarczyłby im od czasu do czasu jaki przyzwoity rym?