Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

jak gdyby skutkiem braku rymu przypadkiem w pośpiechu spłynęła z pióra —
Kosztowała go jednak cały dzień usilnego opędzania się natrętnym rymom i wyłamywania stawów, Bogu ducha winnym, zdrowym i prężnym zdaniom.
— I mówią, że złocisz od wiersza, to dużo! — westchnął wieszcz — I gdyby jeszcze szło o jakąś głęboką „pointę“! Ale cały dzień zmarnowałem dla jednej głupiej asonancji!


XXVIII.

— Miała 17 lat wszystkiego! — zwierzał się pan Brat panu Piekarskiemu — Ładna była dziewczyna i dla mnie szczególnie dobra. Kochałem ją — jak pan swoją Kasię. Ona mnie też. I jej miłość, jak i złość, jest zawsze w czynach. I ja jej potrzebowałem, bo wtedy bardzo piłem, moje baby mnie się bały i ja też ich nie słuchałem, ona jedna nie bała się i nie dała mnie. Gdy zaczynałem pić, odbierała mi wódkę i robiła takie piekło, że — musiałem ustąpić. No, i — był maj. Puściłem ją raz, w niedzielę ze znajomymi na jakąś wycieczkę. Wróciła jakby zamyślona i od tego dnia — zamyślała się często. Przyglądała mi się temi swemi zielonemi ślepiami i coś sobie spekulowała.
Pewnego dnia przedpołudniem przyjechał do gościńca na rowerze jakiś młody człowiek. Ubra-