to młodziutka panienka, podlotek, dziecko jeszcze, nie żadna lwica...
Poeta zaczerwienił się.
— Ach, panie! — wykrzyknął — Czy pan nie zmięszałby się, gdyby panu... gdyby panu powiedziano naprzykład, że pozna pan... swą matkę, gdy jeszcze była młodą panienką?!
Panna Kasia Piekarska jadła powoli, rozważnie, jak dama, i gruntownie. Entuzjazmu żadnego po sobie nie pokazywała, ale pracowała w cichości ducha i skupieniu, rzetelnie i sumiennie. Równocześnie słuchała zawodowego wykładu Polaty, który, chcąc okazać zupełną swobodę, opowiadał jej o kunszcie pisania filmów ogólnikami jaknajbardziej niezrozumiałemi i oderwanemi, wiedząc doskonale, iż w dzisiejszych czasach żadna sztuka na jasności nie zyskuje.
— Ostatecznem rozwiązaniem tego problemu — mówił — mianowicie, problemu stwarzania nowych widowisk dla kina, jest — poprostu — kinowy sposób myślenia i widzenia. Wszystko inne będzie teorją, to jest — bujaniem, proszę pani.
— Zupełnie się z panem zgadzam! — przyznała mu poważnie słuszność młoda dama — Byłam pewna, że pan, jako poeta współczesny, tak