Panienka uśmiechnęła się pobłażliwie.
— Bo pan jest poetą! — rzekła — Ale światem rządzą nie poeci, lecz właśnie — ludzie frazesu!
— O, okrutna mądrości! — wykrzyknął Polata i smutno zwiesił głowę.
Mimo tej swojej straszliwej mądrości panienka okazała się tak miłą i pełną wdzięku, że Polata był nią wprost oczarowany. Wciąż o niej myślał i nagle zauważył, że o niczem innem myśleć nie może. Z przymusem i ze wstrętem niemal skończył humoreskę dla Robisza i wysłał ją do Warszawy, przysięgając sobie w duchu, że nigdy więcej pisania podobnego głupstwa się nie podejmie, a gdy jeszcze spławił dwie piosenki dla Lali, rzucił pióro i odetchnąwszy głęboko, powiedział sobie:
— Dość mam tego idjotycznego pisania! Wolny jestem! Teraz mogę sobie trochę pomyśleć — nie o żadnych filmach bzdurnych, lecz „bezpłatnie, bezinteresownie“.
Pogoda myśleniu na ten temat sprzyjała, bo była piękna. W młodem, lecz pełnem świetle marcowego słońca był jakby metaliczny dźwięk. Przynajmniej Polacie zdawało się, że ono śpiewa jakąś radosną pieśń, pełną dobrotliwej pochwały