— Pan literat! — uśmiechnął się stary.
Ciekawił go ten młody człowiek. Zjawił się w Różewie niespodziewanie pewnego mroźnego przedpołudnia, ulokował się w alkierzyku, zapłacił za miesiąc zgóry i rozgościł się. Młody, elegancki mężczyzna, zdawałoby się, dojrzały, bo sam mówił, że ma 28 lat, ale w rzeczywistości — dziecinny, możnaby powiedzieć — młodzik, niepraktyczny, niezaradny... Coś go bolało. Spoczątku trochę pił, to jest, próbował pić, ale widać było, że do wódki się zmusza. Potem uspokoił się, umiarkował, jakiś czas czytał — książek przywiózł pełną walizkę, tylko że same cudzoziemskie — wreszcie zabrał się do pisania. Nie przeszkadzał nikomu, wymagania miał skromne, kłopotu z nim nie było, ale — czego on tu właściwie chciał, czego szukał? Taki młody pan ze świata powinienby mieszkać w mieście, wśród swoich ludzi, wśród inteligencji, nie na wsi. Pisze wiersze. Widziała Kryńka, która go obsługuje i z którą się zaprzyjaźnił. Dał jej jabłuszka dla małej Stasi, pożyczył parę książek, daje do czytania dzienniki...
— Dobry chłopak, ale dziwak! — myśli stary szynkarz, który zna ludzi.
Nieszczęśliwa miłość! Nie trzeba go było wypytywać, opowiedział sam. Pan Brat jednem uchem słuchał, drugiem wypuszczał, że ten młody człowiek uciekł od jakiejś kobiety, przed jakąś kobietą... z miłości czy jak... trudno zrozumieć... takie tam jakieś głupstwo... Jak to młody!...
Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.