nie zaś jest wprawdzie także mamidłem, ale bardzo miłem, dającem sławę i pieniądze.
Otóż — gdy tylko zaczynał myśleć o Kasieńce, trapiące go okrutnie upiory i straszydła znikały. Nie zupełnie, nie tak, aby nie wiedział, że one wciąż na niego czyhają — ale przynajmniej nie czuł ich przy sobie. Tam gdzieś jest ten fałszywy świat „jupiterów“ i niezliczonych drużyn „artystycznych“, spekulujących i spiskujących wciąż nad tworzeniem coraz to nowych, olśniewających mamideł, nad wywoływaniem cieniów cieni. Tu wszystko jest prawdziwe. Mleko, powietrze, słońce, wszystko jest, jak się już rzekło, „prosto od krowy“. Tu, do taktu powolnego i miarowego gdakania kury, tego żywego metronomu wiejskiego, można myśleć spokojnie, uczciwie, bez gorączkowego podniecenia miejskiego, czasem aż panicznego. Tu można było być szczerym z sobą, szczerym w stosunku do uczucia.
Miłość dla Lali, Leli, Luli, Loli, czy Lili — zasadniczo, w samem założeniu swem, przypuszczała, a nawet nakazywała jakieś błazeństwo, ponieważ w gruncie rzeczy sama niczem innem nie była. Kimże były te damy, te cacka tańczące, śpiewające i puszczające z posłusznych oczu czyste łzy na ekranie? Służąc modzie, czy tworząc modę — bo nie mogło tu być mowy o stylu — w rzeczywistości były „modystkami“ o mniej lub więcej uzasadnionych pretensjach artystycznych i takie a nie inne były też ich poglądy na życie,
Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.