A teraz siedzi jakgdyby na wygnaniu, rozpacza, to znów się odgraża, nie można zrozumieć, on sam pewnie nie wie, czego chce, wiersze pisze...
Wiersze pisze... Stary Brat... nie, nie pisze ani wierszy, ani nic... Ale zawsze czytał dużo i dziś czyta, gdy ma co. Tylko że dziś trudniej o książki... I już ludzie nie piszą takich książek, jak dawniej... Gdyby jednak pan Brat umiał pisać, oo, to onby napisał książkę! Wszyscyby ją czytali! Gdyby tylko umiał pisać. I to jest bardzo dziwne, że żaden z tych, którzy umieją pisać, ani jeden literat ani poeta nigdy nie napisał i nie napisze o tem, czego pełne jest serce prawdziwego, prostego człowieka. A znowu prosty człowiek nie potrafi napisać. Jakgdyby miał duszę na siedm pieczęci zamkniętą...
Zaczłapały kopyta końskie na szosie, przesunęło się za oknami słabe światło.
— Omnibus! — pomyślał oberżysta.
W sionce ktoś przytupywał nogami.
— Pan Piekarski! — domyślił się pan Brat i zawołał: — Krynia! Masz gorącą kawę? Kawy trochę zagrzej! Pan Piekarski idzie!
Do lokalu wszedł pan Piekarski.
Pan Piekarski był krępym, barczystym mężczyzną nie bez brzuszka, o ogolonej twarzy, smagławej, szerokiej, ale nie rozlanej, z przystrzyżo-