i spłowiałych, ale całych i czystych, skakały na jednej nóżce, bawiąc się — głównie dziewczynki — w szkołę, lub podcinały biczykami bąki; ten ostatni sport uprawiali chłopcy. Dziewczęta w grach swych współzawodniczyły w cierpliwości i zręczności. Starały się naprzykład przeskoczyć całą szkołę — sześć czy osiem kwadratów — nie zgubiwszy położonego na stopie drewienka czy tekturki. Chłopcy podcinali swe bąki z zawziętością i pasją, robiąc groźne, okrutne miny, a czasem nawet zgrzytając zębami.
Po pewnym czasie pojawili się w ulicy na szosie cykliści i cyklistki, ludzie, powracający od pracy. Niektórzy z nich wieźli ciężkie pakunki na plecach lub przymocowane do rowerów. Wiciu pozdrawiało starego, grubego pana, znając go już z widzenia; pozdrawiali często i nieznajomi. Czasami pojawiało się jakieś auto. Ponieważ samochód w tych stronach sensacją nie był, nie zwracano na te auta uwagi. Nadjeżdżały, pokrzykując przejeżdżały, czasem chlapały błotem, to znów podnosiły trochę kurzawy i ginęły w oddali, bez śladu, bez wspomnienia. Dzieci grały dalej w „szkołę“ lub podcinały bąki, wiatrak wywijał ramionami, wieś żyła swem życiem.
Otóż na drugi dzień po rozmowie z Kasieńką „zdarzyło się“ Polacie, iż stanął w drzwiach „Gwiazdy“ „jakoś“ na dziesięć minut przed przybyciem „budy“.
Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.