Przypomniała się Polacie rozmowa ze Staszkiem Jeleniem o muzyce.
— Stare — wszystko dobre! — rzekł mu Jeleń — Muzyka klasyczna. Nowe — do niczego! Nie chcemy!
Więc radjo.
W niedzielę przed południem — kto je miał a nie szedł do kościoła, nastawiał je na jakieś nabożeństwo i słuchał chóru kościelnego i organów. Lekka muzyka lub klasyczna — miała słuchaczy. Nowoczesna muzyka symfoniczna — nie. I nie było to żadne zacofanie. Tych kakofonij dysonansowych, w jałowości swej czepiających się byle idjotyzmu, Polata też słuchać nie mógł.
— Ale ten cały szwindel — śmiał się w duchu — występuje z taką pewnością siebie, jakgdyby wszystko już na swej drodze obalił i zniszczył; jakgdyby na zawsze już umacniał się na zdobytych pozycjach. A tymczasem o jakiemś zdobyciu — ani nawet najmniejszego pomyślenia!
Więc cóż się to dzieje?
— Ludzie nie mają odwagi.
Teatr upada!
W Różewie przedstawienia urządzano rzadko, jednak wszystkie były zawsze „wypadkiem dnia“. Wystawiała sztuki jakaś organizacja miejscowa, a także Zakład, który czasem dawał publiczne przedstawienia w miejscowym gmachu zebrań i to w dodatku za płatnemi biletami. Długi czas opowiadano sobie w wiosce o „Jasełkach“, zagranych
Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.