— i skutkiem tego zabrnęliśmy w głupstwo tak, że dla swego narodu właściwie nic nie mamy. A tu jest niedosyt życia, głód wiedzy i książki. Chłopi pracują dla społeczeństwa, ale to społeczeństwo do nich nie przychodzi, prócz szkółek dla dzieci nie daje im nic... Wogóle — tak nie może być!
— A jakaż na to rada?
— Nie wiem! — odpowiedział poeta — Dlatego wyjeżdżam — rozpytać mądrzejszych od siebie. Wiem, że niełatwą rzeczą będzie stworzyć coś wartościowego i trwałego. Nie wyjeżdżam daleko, kochany panie, nie wydalam się z granic Polski, a jednak mam wrażenie, jakgdybym się wybierał na jakąś wyprawę zamorską — tak ciężko mi żegnać się — z Różewem, z tą cichą, polską wioską, z jej polskim ludem i polskim duchem. Jakbym szedł na wojnę! I to będzie wojna z samolubstwem, chciwością, z ambicjami i ambicyjkami... Lecz ja wrócę — jak tylko będę mógł — służyć tej ziemi, którą się pomija wciąż właśnie dlatego, że jest tak bardzo polska.
Pan Piekarski uśmiechnął się i rzekł:
— Słyszy pan, jaka cisza? Ta ziemia pana słucha.
— Ja słowa nie złamię! — odpowiedział młody mężczyzna — Tu przebudziłem się duchem, tu służyć będę.
Tu Polata zmięszał się trochę.
— Ale do pana mam wielką prośbę —
Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.