dam, nie na wiele mi się przydała... a na więcej, niestety, już mnie nie stać... No, na zdrowie, gospodarzu! Chlust!
— Na zdrowie!
Pan Brat wypił i usiadł na zwykłem swem miejscu za bufetem. Rozumiał, że młody człowiek nie zachowuje się mądrze, wyczuwał w nim jakąś nieszczerość czy sztuczność, z drugiej strony jednak — djabli wiedzą! — pierwszy raz w życiu miał do czynienia z poetą, którego wierszy nie rozumiał ani w ząb, ale który miał je wydrukowane w dwóch cienkich tomikach z mnóstwem białego papieru, a nawet z całemi białemi kartkami w środku. Prócz tego, aby Ludzkość Myśląca wiedziała, komu zawdzięcza te poezje, w jednym z tomików umieszczona była karykatura poety, świadcząca niezbicie o wielkiej jego popularności, choć zupełnie niepodobna.
— Uciekła mi przepióreczka w proso! — zanucił wieszcz — Ba, żeby to była przepióreczka! Ale to był cudowny, rajski ptak, ptak z baśni, legendarny, mityczny... Ha! Cóż za farsa! Rozumiecie, panowie? Nie? Trudno!
Literat zaśmiał się głośno.
— A jednak — choć to z nieprawdopodobnego zdarzenia — zdarzyło się! Zakochałem się — w ptaku! W przecudnym, rajskim ptaku...
Pan Brat uśmiechnął się — z politowaniem, ale — uśmiechnął się i nie odwracał głowy od poety, w którego głosie brzęczała fałszywie i głu-
Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.