przed nim na fotografji — kobietka? dziewczynka? — nie, przemisterna i delikatna a zgrabniutka cacko-istotka, dziwo cudowne z ogromnemi oczami wróżki i z uśmiechem tak uroczym, że uwodził nawet na fotografji.
— To ma być żywa kobieta? — zapytał oberżysta.
— Tak! — odpowiedział poeta, wstrzymując oddech, jakgdyby się obawiał, aby tchnienie jego nie zdmuchnęło podobizny z papieru.
— Co pan powie? — zdumiał się oberżysta.
— To moja narzeczona! — objaśnił z dumą młody człowiek.
— Niepodobna! Na obrazkach widywałem takie panny, ale w życiu nigdy. Przepraszam pana: ona ma na codzień takie oczy? I kiedy nie pokazuje?
— Jakżeby mogło być inaczej?
— Aktorki różne rzeczy umieją, cóż ja wiem. I ona tu może do pana przyjedzie, ta panienka?
— Nie wiem! — rzekł poeta po chwili milczenia.
A nagle jęknął.
— Gdybyście widzieli... to uduchowienie w każdym ruchu... Ona naprawdę nie chodzi po scenie, ale płynie przez powietrze... Że coś podobnego jest możliwe — nie do uwierzenia! A jest to przecie tylko — człowiek! Dziewczynka! Kobieta!
Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.