— Co? Co? Co? — zląkł się oberżysta
— Otóż właśnie! — wykrzyknął emeryt i zerwawszy się, poskoczył ku drzwiczkom.
Krynia stała w kuchni przy piecu, zamyślona. Strzału nie słyszała. Ujrzawszy wbiegającego pana Piekarskiego, zaniepokoiła się.
— Co się stało? — zawołała.
Pan Piekarski bez słowa poskoczył ku drzwiom, wiodącym do sionki. W sionce było zupełnie ciemno. Starszy pan natrafił na jakąś dziurę w podłodze i boleśnie wykręcił sobie nogę. Potem pchnął sobą w ciemnościach drzwi, prowadzące na schody. Zamknęły się z hukiem. Wreszcie namacał pan Piekarski w ciemnościach klamkę, szarpnął, otworzył — i w twarz z ciemnego podwórza dmuchnął mu zimny wiatr. Tuż ujadał gwałtownie wilk.
— Co, do djabła! — zamruczał emeryt — Nie mogę trafić!
Chciał zamknąć drzwi, ale w tej chwili wpadł mu między nogi pies, snać zaniepokojony strzałem. Otwarły się drzwi od kuchni i znowu Kryńka wpadła na emeryta tak gwałtownie, że omal nie zbiła go z nóg. Za Krynią wtoczył się do sionki oberżysta. Wielki wilk skuczał, poszczekiwał i pętał się wszystkim między nogami.
— Powoli! Powoli! — uspokajał pan Piekarski.
Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
VII.