Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

— A ten wiatr za oknami — to nic? I ta noc czarna — to nic? A wicher w polu nocą czarną, zdala od światełek wioski, i tego wichru zimnego „barbitos“ surowy, bezlitosny, to też nic? I lasu szum? I basowe, gromkie Lota — wilka wiernego — „hu-hu-hu!“ w zimnej i pustej sali szynkownianej?
Skądże nagle ten trel słowiczy?
To Lala, słuchając wywodów Polaty, zanuciła machinalnie refreniczek jakiegoś „przeboju“ a głosik miała — jak srebrny dzwoneczek.
Nagłe zniechęcony Polata umilkł.
— Mój śliczny, cudowny Rajski Ptaku! — rzekł — Rajskie ptaki, te latające bukiety, są istotami wyjątkowemi. Żywią się małemi, czerwonemi jak wisienki owocami z jednego jedynego gatunku niebosiężnych drzew, a pokazują się tylko o świcie. Aby je ujrzeć w całej ich wspaniałości, aby takiego ptaka złowić, myśliwy musi już wieczorem usadowić się na drzewie i cierpliwie wytrwać na niem całą noc, aby doczekać świtu i pojawienia się w pierwszych promieniach słońca swego upragnionego biało-złotego cudu.
Lala z Robiszem zamienili znaczące spojrzenia.
— To można zrobić! — mruknął Robisz.
Nie zwróciwszy na to uwagi, Polata mówił dalej:
— Mam swą wizję Rajskiego Ptaka i pragnę go posiąść. Pożądam go szalenie, żyć bez niego