nia się Lala, twoja Lala, z temi gorejącemi szafirami oczu, opromieniona pięknem, młodością, szczęściem, powodzeniem, westchnieniami mężczyzn...
— Banalna ilustracja reklamowa dla krawca, winiarza czy kawiarni! — przerwał Polata — I to ma być — marzenie?
Głęboko zamyślony wsiadł w autobus, natłoczony młodzieżą żeńską, wśród której było też parę gospodyń wiejskich.
Zanim jeszcze wsiadł, gdy stał u drzwiczek, przez które z śmiechem przeciskały się młode, rozbawione pasażerki, doznał jakiegoś nieokreślonego wrażenia.
Zdawało mu się, jakgdyby przypomniał sobie coś, o czem zapomniał był zupełnie, jakgdyby coś zgubił, co miał znaleźć, jakgdyby spostrzegł coś, o czem wiedział, że jest, że musi być, lecz czego dotychczas nie spostrzegł, nie zauważył...
— Niech pan wsiada, bo wóz ruszy! — odezwał się czyjś znany głos.
Wcisnął się przez ciasne drzwiczki do wnętrza.
O parę miejsc dalej siedziała Kryńka.
Prawda, przecież ona wyjechała rano razem z nim.
Zrobiono mu miejsce — ciasne, niewygodne.