w takie oczy spojrzy, można znów uwierzyć... we wszystko... w co się zwątpiło!
Oczy zagasły.
Przykryły je długie frendzle czarnych rzęs.
Na jakimś zakręcie, gdy do wozu wpadło pełniejsze światło, ujrzał Polata niepokalany owal młodziuchnej twarzyczki.
— Dajmy temu spokój! — powiedział sobie, odwracając się — Dobrze, że zobaczyłem... Będę myślał o tem... Spojrzeć w takie oczy to oczyszczenie dla duszy... Katharsis... i dość.
Uczciwie odwrócił się do okna i przyglądał się smutnym polom zimowym, coraz głębiej zapadającym się w zmrok.
Po wielu przystankach wóz zatrzymał się przed „Złotą Gwiazdą“.
Otwarto drzwiczki — do wozu wsunęła się uśmiechnięta pogodnie, okrągła twarz pana Piekarskiego.
— Dobrywieczór, Kasieńko! — rzekł wesoło starszy pan — Może wolisz jechać wprost do Zakładu?
— Nie, mogę wysiąść, tatusiu! — odpowiedziały „cudowne oczy“.
Drobna, zgrabna panienka wysiadła.
Gdy Polata po Kryńce i jeszcze jakiejś gosposi wygramolił się z wozu, pan Piekarski, który go nie zauważył, był już z córeczką daleko.
Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.