mawiał cały świat. W krótkim przeciągu czasu przyznano mu najwyższe odznaczenia wojskowe za sześćdziesięciu dwuch strąconych z wysokości lotników nieprzyjacielskich. Wojska poznawały jego jednopłaszczyznowiec i z biciem serca śledziły jego lot w błękitach mleczną drogą białych dymków pękających w powietrzu szrapneli. Kiedy, manewrując w powietrzu, znalazł się w korzystnej dla siebie pozycji — a dzięki swej niezwykłej technice i darowi kombinacji zyskiwał ją zawsze — i zwalniając trochę lotu, szedł prosto już na przeciwnika, widziało się, że to idzie śmierć nieuchronna, nieubłagana. Przysiągłbyś, że ten jednopłaszczyznowiec ma oczy sokole i dziób wymierzony w ofiarę. Padał strzał — częstokroć jedyny — i wróg leciał na ziemię.
Tak wojował Zaruta w powietrzu, podczas gdy domu, jego i lotniska strzegła siostra z młodym inwalidą — oficerem.
Rodzice Janka, bojąc się inwazji, strat wielkich i niedostatku, wyjechali, dlatego pilot zamieszkał w domu swego komendanta. Mimo swego kalectwa wesoły i bardzo czynny, objął wkrótce komendę nie tylko nad lotniskiem ale i nad domem. Znał dobrze zwyczaje i tryb życia Zaruty i jego siostry i nie dopuszczał do żadnych zmian. Punktualnie o tejsamej godzinie, ogolony i uczesany starannie, zjawiał się w jadalni, gdzie szumiał już samowar i czekało śniadanie — przysmażona wędzonka z ziemniakami, jajka na miękko, chleb, masło, marmolada i owoce — jak to lubiał Marjan, a rozumie się, że wszyscy jego wychowankowie lubieli tosamo. Stojąc w oknie
Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.