— Gdzie go widziałeś, Janku? — pytała, Kasia, wchodząc do małego, dusznego pokoiku.
— O, zaraz „widziałeś!” Zdawało mi się, żem go widział. Siedział przed tym stolikiem i jakby próbował otworzyć szufladę.
— Którą?
— W ciemnościach nie było widać, ale z ruchu możnaby sądzić, że prawą.
— Zapal światło.
Wyjęła kluczyki z ukrycia i otwarła szufladę.
Było w niej trochę rysunków, jakieś papiery, ołówki, pióra, raporty, a w głębi zasunięty i schowany — kryształowy flakonik z przeźroczystem lekarstwem.
— To to! — wykrzyknęła Kasia, zaczerwieniona z radości. Z pewnością to lekarstwo! Czy pamiętasz Janku wtedy, tę martwą pentlę... kiedy to biedny Lolo do domu go odwiózł...
— Czemuż nie napisał?
— Wstydził się tej słabości, może nie chciał... A może nawet nie myślał o tem... Może to nieświadomie... W ostatnich czasach taki był zdrów, ożywiony, pełen zapału, prawdopodobnie lekarstwa wcale nie używał i dlatego zapomniał. Choć z drugiej strony... nie zdaje mi się. Marjan jest
Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.
X