Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

To przed aeroplanem, to za nim eksplodowały szrapnele. Odpowiadał działom grzmot bomb.
— Oni dużo tej iskry nie mają! — mówił szofer. — Trzy czterybomby, więcej nie. Wyrzuci tej bele gdzie i ucieknie, bo między szrapnelem latać to żadna radość. Oho, jeden dostał, patrzaj pani.
Istotnie, jeden aeroplan zerwał się z błękitu i spadł.
— Patrzaj — że pani! Ten złodziej chmurę za sobą robi! — wykrzyknął szofer z podziwem.
Istotnie, jeden z aeroplanów nieprzyjacielskich, silnie ostrzeliwany przez artylerję, wypuścił chmurę czarnego dymu, rozwlókł ją po niebie, skrył się w niej, zupełnie się nią owinął, a potem, wychynąwszy z niej na wielkiej wysokości, zawrócił ku swoim pozycjom.
Drugi lotnik ratował się inaczej. Runął w przepaść, niespodziewanie zawisnął na kilkadziesiąt metrów nad ziemią i tak, lecąc nisko zygzakami, wydostał się z obrębu ognia dział pionowych.
— Szykowni lotnicy! — chwalił szofer nieprzyjaciół. — Gracko uciekli. W chmurze go nie zobaczy, a nad ziemią go nie ustrzeli. Oni to nieraz tak temi chmurami czarnemi ubiorą niebo, a potem się za tą zasłoną szykują i wypady robią... Chytry naród, sposobny! Ale nasi i tak ich biją, a już najwięcej major... Ten bije bez żadnej sztuki. Jedzie na niego prosto, potem „bac“ i już. Jakby do wróbli strzelał.
— A na co oni tak te bomby rzucali? — pytała Kasia.
— Zobaczy pani. Bogiem a prawdą, to żaden cywil nie powinien o tem wiedzieć, ale pani do-