— Otóż właśnie!
— Ta nieznajomość zadania panny Zarucianki nie uprawnia nas jednak do żadnych wniosków, bo przecież i to, co ja pozytywnie wiem o swojej akcji, jest zupełnie niewystarczające. Z dwudziestu ludźmi mam jechać przekonać się, co tam w tych górach siedzi, dowiedzieć się tego, czego nie wie nikt, a więc — ja też nie. Czyli, że jadę w niewiadome, pozytywnie wiedząc tylko tyle, iż to już nie pierwszy raz, że nieznane i niewiadome wcale nie jest gorszem od znanego i wiadomego i że — co mi mój instynkt mówi — wyjdę z tego cało, jak dotychczas zawsze cało wychodziłem.
— Ale rotmistrz przynajmniej wie, co ma robić i poco jedzie, podczas gdy panna Kasia nawet i tego nie wie!
— Jakże to ja mogę wiedzieć, co mam robić? — zdziwił się rotmistrz, uśmiechając się nieledwie że litościwie — bowiem, tysiące rozważam możliwości, brak mi jednakże wszelkich danych do ustalenia czegokolwiek... Akcję swoją zaczynam od rozwiązywania a raczej szukania całego szeregu „iksów“, całego szeregu niewiadomych. A czy można plan akcji opierać rozumowo na niewiadomych? Jak panowie widzicie, jestem w temsamem położeniu, co siostra majora Zaruty i nie boję się o siebie.
— Z takim matematykiem, jak pan, trudno się spierać. Pan twierdzi, że niema niebezpieczeństwa, jak długo się o niem nie wie...
— Wie pan, podczas bombardowania jednego z naszych miast, widziałem w najwścieklejszym
Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.