ją naraz zgroza. Gdzież to się znajdowała? Jaki los może ją spotkać, błądzącą po lesie? W miarę jak słabła fizycznie, coraz jaśniej zdawała sobie sprawę z szalonej nieopatrzności swego kroku. Cóż teraz bratu pomoże, skryta nakształt mrówki w igliwiu.
Na płacz jej się zbierało, gdy wreszcie stanęła na wązkiej ścieżynie rozchodzącej się w dwie strony. Nie znała tych stron, rozumiała jednak, że wybierając, sama skazuje się może na śmierć. Idąc za sercem, poszła na lewo i po jakimś czasie stanęła u skraju lasu. Dalej ciągnęła się ku górze rozległa hala, na której pasły się spokojnie owce.
Tam spoczęła. Pasterze dali jej mleka owczego i kawał owsianego placka, a gdy jadła, wypytywali ją o wojnę. Opowiadała co widziała, zaś oni słuchali z podziwem i niedowierzająco potrząsali głowami. O tem, żeby wojna i tu, do nich, dotarła, nawet nie myśleli. Tu była hala, na której oni paśli swoje owce, tu nieprzyjaciel nie miał nic do roboty.
Posiliwszy się i pożegnawszy się z pasterzami, obdarowana przez nich na drogę plackiem i serem, powędrowała Kasia dalej szerokim grzbietem górskim. Szła, jakby pędem jakimś wewnętrznym gnana a utwierdzona w swem przedsięwzięciu przez szczęśliwe spotkanie się z pasterzami. Jak dotychczas — mimo wszystko, wiodło się jej jakoś, ludzie, których spotykała, byli dla niej dobrzy, z rąk do rąk podawali ją sobie, wspomagając, jak i czem umieli. Wierzyła, że choć ciężko jej może będzie, nie zginie.
Znów trzeba było wybrać drogę. Jedna pro-
Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.