zadygotały i jak struny rozśpiewały się pieśnią słoneczną.
A na wysokościach toczył się bój.
Aeroplan Zaruty skoczył niespodziewanie w górę, wykręcił się, syknął strumieniem białego dymu — i lecący ku niemu od prawej ręki przeciwnik zwalił się w las. Na jego miejsce półłukiem leciał Zaruta, wzbił się znowu w górę, i, zdawało się, uciekał przed przeciwnikami, którzy gonili go, sycząc z karabinów maszynowych. W pewnej chwili Kasia drgnęła, bo aeroplan jej brata naraz spadł o kilkanaście metrów — ale znowu zatrzymał się, a wznosząc się w górę spiralą z tyłu ustrzelił drugiego przeciwnika. Na ostatniego poszedł Zaruta wprost, piersią w pierś, nieomal hypnotyzując go tym bezwzględnym, orlim manewrem. Być też może, że lotnik, który widział i śmierć swych towarzyszów i nagłe nad przeważającym wrogiem zwycięztwo nieustraszonego pilota, stracił ducha — a w tej chwili padł strzał i trzeci przeciwnik, stanąwszy na skrzydle, z błyskawiczną szybkością spadł za górę.
Ale wówczas zachwiał się pilot zwycięzki. Zerwał się z niebios, osiadł w powietrzu, zakołysał się, zatoczył wielkie koło, a potem ukośną linją pomknął wprost ku polanie, na której stała Kasia — i zanim się dziewczyna spostrzegła — lekko wylądowawszy na kwiecistej łące, stanął cichy i nieruchomy.
Ani nawet nie krzyknąwszy, Kasia pobiegła wprost ku aeroplanowi. Nogi jej plątały się w wysokiej trawie, przewracała się, ale znowu zerwawszy się, pędziła co siły w nogach. Oto tam jest
Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.