Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

jej brat, na którego walkę w niebiosach własnemi oczami patrzyła, brat, którego szukała, za głosem jego idąc wewnętrznym po górach i lasach, brat który nikogo w tych ciężkich chwilach koło siebie nie mając, do niej myślą się zwracał, wierząc pewnie, że ona, choć tak daleka, pomoże...
Zaruta dysząc ciężko, napół leżał na swem siodle, ostatnim widać wysiłkiem starając się drżącemi rękami zsunąć hełm.
Pomogła mu.
Jak gdyby nie wierzył w możliwość cudzej pomocy i nie czuł jej, niezdawał sobie z niej sprawy, bez słowa pozwolił sobie zdjąć hełm.
A wówczas ona wyjęła flakonik i podsunąwszy mu lewe ramię pod opadającą głowę, odezwała się:
— Krople, Marjanie!
Otwarł oczy i spojrzał na nią.
Było to nie spojrzenie, lecz modlitwa.
Bez ruchu pozwolił sobie wlać krople w siniejące wargi, a potem jak małe, spłakane dziecko wciągnął głowę w ramiona i bezsilnie a tkliwie pochylił się ku siostrze i położył jej głowę na ramieniu.
Szczęśliwa aż do bólu, z oczami, z których gorące łzy tryskały rzęsiście, trzymała jego głowę na swem ramieniu, małą rączką gładząc go po twarzy i rozczesując mu włosy zlepione potem.
Łoskot dział rósł, las aż trząsł się i jęczał, ale oni nie widzieli nic, zachwyceni wielkim cudem czystej miłości.
Trwało to długo, bo Marjan usnął.
A w lesie zrywała się burza okropna. Gdzieś tam się drzewa łamały, trzaskały, z grzmotem padały na ziemię, coś się w ich głębi śmiało zło-