Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

czekać będzie całe życie... Lata mijać będą przed jej oczyma, listowiem szeleszczącym dni minionych zasypując ją, jak jesień zasypuje swem złotem białe posągi rozkosznych nimf... I napróżno serce oddane dzwonić będzie w piersi miłością i napróżno oczy wyczekiwać będą... Czyż to być może? Śmierć bez życia?
A nagle pojęła, że przecież nie jej ta śmierć okrutna grozi, bo ona zna tego swojego najdroższego brata, który jej nigdy, nigdy nie opuści! Niechby żyła tylko jego szczęściem, tylko odblaskiem jego szczęścia — ma czem żyć. Ale stanął jej w tej chwili na oczach ktoś nieznany, ktoby tego brata nie miał, a ktoby mógł być opuszczony i umierający z tęsknoty tak, jakby umierała ona, gdyby, ze swem kochającem sercem, nie miała nikogo na świecie. W dalekiej, księżycem rozświetlonej dali, widziała postać jakąś, w bólu tęsknoty ramiona wyciągającą ku gwiazdom, samotną i błagającą wyzwolenia z tego lochu czarnego, jakim musi być świat dla dusz, nie słyszących nigdy oddźwięku swych najgorętszych modlitw.
— Więc co mam zrobić, Kasieńko? Naucz — że mnie! — prosił brat, stojąc przed nią.
Ocknęła się z zadumy.

— Niedawno temu, kiedy zasiedziałeś się na lotnisku — mówiła, — wyszłam wieczorem do parku. Było prawie jak dziś, wieczór ciepły, błękitny... Tu, na werandzie, Marta zastawiała właśnie do stołu... Kiedy, schodząc po schodkach, zwróciłam się do niej z jakiemś poleceniem, widziałam, jak mile na białym obrusie błyszczy srebro, to

40