Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaś chłopcy podchwytywali:

— A zważ, jaki twój los!
Gdyś pierwsze stawiał kroki,
Rozbiłeś nieraz sobie nos —

Śpiewali swój długi refren ciesząc się silniejszemi wyrażeniami i podnieceni głębokiemi akordami gitary, poczem pilot znowu zabierał głos:

Czyha Śmierć — może strąci. Runę, jak kamień,
Na skał zręby lub szkliste, ciemne głębie morza,
Lecz Ty, Boże walczących, szept mój strwożony zamień
W hasło, które odważnym otwiera przestworza.

Na to kwartetem dźwięcznym odpowiadali chłopcy:
— A zważ, jaki twój los!
Rzewnie śpiewał pilot:

Lecę z wichrem — samotny! Któż jest w pustkowiu?
Dymi motor. Lądować w przepastne lecę głębie.
Lecę z włosem płonącym, lecz ciężki jak z ołowiu.
Panie! Lotnik — swe serce ja ci daję gołębie.

Nieśmiało zaczynali chłopcy, jakby w złem przeczuciu:
— A zważ, jaki twój los!
Zaś kiedy refren się kończył, rozpoczynał poważne „envoy“:

O, Panno Marjo! Świętemi oczyma
Spojrzyj na duszę, lecącą z obłoków,
Niech od upadku pilota cud wstrzyma,
Bądź mu, jak matka, podczas pierwszych kroków.

Pięknie płynęło życie czynne, jasne, ruchliwe.
Zaruta cały „patrol“ miał na swe usługi, bawił się i pracował z chłopcami, ubóstwiany przez nich i kochany, jak brat. Biała willa stała się niezmiernie popularną wśród młodzieży, a kiedy