Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

na ich plecach połamie... To jest moja sytuacja. A pozatem to mnie nic nie obchodzi. Iść naprzód? Rozkaz. Cofać się? Rozkaz. Ministrem wojny ani naczelnym wodzem nie jestem. Pracuję uczciwie — a ponad to nic więcej zrobić nie mogę.
— Wygramy tę wojnę czy nie wygramy?
— Rozumie się, że wygramy, ale jeślibyśmy jej nie wygrali, to tylko dlatego, żebyśmy ją w któremś miejscu chyba przegrali.
— A czy to jest możliwe?
— Wszystko jest możliwe, proszę pani. Ot, cofamy się teraz, chociaż z początku biliśmy przecie.
— I cóż wtenczas poczniemy!
— To już nie moja wtem głowa, proszę pani. Co ja mogę na to poradzić? Dano mi kompanję — więc jestem komendantem kompanji. Jeśli wyznaczą mi gdzie pozycję i każą trzymać do ostatniego żołnierza, trzymać będę. Ponad to jednak, proszę pani, cóż ja mogę?
Tak oni wszyscy rozumowali, broniąc się — pomyślałby kto — wszelkiemi siłami przeciw zrozumieniu i ogarnięciu całości, aby tylko pozostać w swem specjalnem ograniczeniu. Nie wiedziała Kasia, że takie jest prawo natury i że tylko dzięki niemu nawet na spróchniałym pniu jeszcze jakiś czas zielenią się liście i młode pędy, żyjąc do do ostatniego tchu, do ostatniej kropli soków.
Toteż niepowodzenia wojenne nie wpływały ani na humor Marjana, ani na zapał, z jakim pełnił swe obowiązki. Mianowano go instruktorem, kazano mu kształcić lotników. Lotników było stosunkowo dużo, ale specjalistów takich,