Dla wypróbowania tych zalet Zaruta obmyślił następującą sztuczkę:
Pewnego, wczesnego, pogodnego poranku zapowiedział młodym pilotom, iż spróbują — pod jego przewodem — przelecieć popod łukiem tryumfalnym i dalej ulicą, poczem dopiero wzlecą wyżej niedaleko parku, do którego owa ulica uchodziła. Zadanie nie było niemożliwe, wymagało jednak wielkiej zręczności, ponieważ rozpięcie łuku, choć wystarczające, niewiele dawało miejsca, a najmniejsze zawadzenie lub potrącenie skrzydłem narażało na śmierć nieuchronną. Nie koniec na tem. Lot szeroką ulicą, niby szerokim korytarzem, wśród wysokich, pięknych gmachów, musiał na względzie mieć długi szereg masztów żelaznych, podpierających całą sieć drutów, zaś na końcu, jako ostatnia, nie najmniejsza zapora, czekał park z gąszczem swych drzew, przed którem na szerokim placu stał wysoki, śpiczasty obelisk granitowy.
Wszystkie te niebezpieczeństwa miano na oku i brano pod rozwagę, jednakże nie inaczej, jak tylko, jako przeszkody, które „wziąć“ należy tak właśnie, jak to na torze wyścigowym robi jeździec. Że przytem, kark można będzie skręcić, o tem się, oczywiście, nie myślało zupełnie.
I tak osiem aeroplanów wyleciało z lotniska na ten lot z przeszkodami. Jakiś czas stado zgodnie krążyło w powietrzu, tym razem jednak trzymając się w dość znacznem oddaleniu za swym przewodnikiem, którego obserwowało. Rozumie się, Zaruta lot prowadził i pierwszy miał wlecieć pod sklepienie łuku.
Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.