Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.




I.

Wysoko nad głowami widzów, w lazurowem przestworzu, duży dwupłaszczyznowiec skręcił się nagle w powietrzu, mignął jak biała iskra, stanął na skrzydle i runął w otchłań.
Ktoś krzyknął.
Lecz latawiec, jak gdyby nagle zatrzymał się na jakiejś fali powietrznej, wyprostował się i zatoczywszy lekko a płynnie piękny łuk, zaczął się znów wspinać na wysokości.
— Niesłychane! Wspaniałe! Coś cudownego! Jak on to bajecznie robi! — rozległy się głosy wśród publiczności.

Wszyscy stali z zadartemi do góry głowami, wpatrzeni w ruchomy punkt, wysoko nad niemi świecący w błękitach. Wielki, śmiały ptak leciał śpiewając, tak dźwięcznie, mocno i równo grał jego motor. W miarę im wyżej wznosił się latawiec, ton pieśni podwyższał się i stawał się przenikliwszym. Grały nim drewniane ściany szop na lotnisku, wklęsłości i załamania gruntu i bramy rzadkich tu już, okolonych ogrodami, podmiejskich białych dworków i czerwonych kamienic. Nawet uczący się na przyległem błoniu marsza wojskowego trębacze przerwali swe ćwiczenia i porzuciwszy monotonną melodję, przy-

11