Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

wraz z tatkiem, uczył się wytrwałości, co więcej, wyrabiała się w nim iście rybacka zawziętość w robocie i dokładność. Przeszkody nie zrażały go, lecz podniecały. Od tatka, który był bardzo zmyślny i kunsztowny i dla którego nie było rzeczy nie do zrobienia, nauczył się, że człowiek może zrobić wszystko co chce, byle tylko wiedział jak. Sprytu jeszcze dużo nie miał, więc, choć był malutki, polegał raczej na swych mocnych piąstkach, skutkiem czego wyrabiała się w nim siła.
Często chodził z neńką na strąd alać piasek. Była to jedna z największych jego przyjemności, bo wówczas mógł zobaczyć morze, które nieświadomie kochał, lecz którego nie widywał bynajmniej tak często, jakby tego pragnął. Podobnie, jak na lądzie rodzice nie pozwalają dzieciom chodzić samym nad rzekę, tak i rybacy surowo zabraniają swoim malcom wałęsać się samotnie nad morzem. Ale krew rybacka była silniejsza od wszelkich zakazów. To też Eryk często się na strąd wykradał, gdzie szukał bursztynów, lub też zbierał na mokrym zoloju kolorowe kamuszki i muszelki, przyczem nieraz fale oblewały mu pończochy. Za to, oraz za nieposłuszeństwo brał srogie cięgi, bo tatk nie żartował, gdy karcił, lecz bił co się zowie, ale to chłopca od wycieczek nad morze nie powstrzymywało. Zresztą tatk karcił prawdo-