Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

ka, aby Eryk nie popełniał tych samych głupstw, co jego rówieśnicy.
I otóż raz bawiły się dzieci w szopie pełnej najrozmaitszych gratów rybackich, a która miała na piąterku stryszek z sianem. Na stryszek prowadziła drabinka. Dobrze się było bawić wśród różnych rzeczy morzem pachnących, bo potworzyły się tu rozmaite ciemne kąty, nadające się świetnie na schowki. Podczas tej zabawy wsunął się do szopy czarny kot jednej z sąsiadek. Prawdopodobnie znudziła mu się samotność, a słysząc wrzawę i głosy dziecinne, chciał się z dziećmi trochę zabawić.
Źle trafił — bo dzieci — bawiąc się zdala od oka rodziców, w ukryciu, rozbrykały się. Zobaczywszy kota, zaczęły się nad nim znęcać tak, że pujka, wyrwawszy się im rozpaczliwym wysiłkiem, uciekła na stryszek. Dzieci pędem rzuciły się za nią, a gdy oszalałe ze strachu zwierzę ukryło się w kącie ciemnego poddasza, zaczęły je bić, aby je stamtąd wypędzić.
I wówczas to Eryk dokazał „bohaterskiego“ czynu. Mianowicie, chwyciwszy leżąc na sianie widły, kilkakrotnie szturchnął niemi w ciemny kąt. Dało się słyszeć przeraźliwe, bolesne miauczenie, podobne do krzyku katowanego dziecka. Zmieszane tym okrzykiem bólu dzieci cofnęły się i umilkły.