nął — nic nie pomagało. Worek leżał jak wmurowany.
Rozpłakał się ze złości i ze strachu. Co teraz neńka powie? Kazała mu alać piasek, a on nie przyniesie. Wstyd! On, taki duży bojs, nie ma tyle sił, żeby podźwignąć mały worek? Neńka nie uwierzy, pomyśli, że to psoty, i da karę.
Chłopaczek naraz zerwał się i pobiegł ku niedalekiej łódce, na której leżała ciężka rema. Chwycił ją, szarpnął i dźwignął bez większego trudu.
Więc siły nie stracił!
Z rozpromienioną twarzą powrócił do swego worka z piaskiem. Targnął nim z całej siły, szarpnął — napróżno.
Teraz już Eryk nic nie rozumiał. Usiadł przy swym worku i rozpłakał się rzewnie.
Z radosnym piskiem zbiegło stegną na strąd kilka dziewcząt w jaskrawych, różnobarwnych swetrach. Napatrzywszy się dosyta morzu, zaczęły się gonić po piasku z wesołemi okrzykami i wogóle zachowywały się, jak młode kozy, szczęśliwe, że choć na chwilę są wolne od dozoru starszych. Następnie uklękły nad dołkami, z których piasek wybierano, i wówczas zauważyły płaczącego chłopca.
— A co, bojs? — wykrzyknęła jedna z nich.
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.