chory. Wyglądał na to. Był blady, trząsł się cały, oczy miał wpadnięte.
— Chodź do dom! — rzekł łagodnie, dźwigając worek i biorąc chłopca za rączkę.
Eryk przez całą drogę gorzko płakał.
Zdawało mu się znowu, że powinienby tatkowi powiedzieć o wszystkiem, ale i bał się i nie wiedział dokładnie, co to jest to „wszystko“.
Wtem krzyknął głośno i przytulił się do ojca, w jego buksach chowając zapłakaną twarzyczkę.
Przez drogę przebiegł czarny kot.
— Co ci, synku? — pytał już tkliwie stary.
— Pujka! Pujka! — wołał Eryk, drżąc z trwogi.
Ponieważ czarny kot w wiosce nie był bynajmniej nadzwyczajnem zjawiskiem, a ojciec o historji z pujką nic nie wiedział, przyszedł do przekonania, że chłopak ma fiber.
Neńka bardzo się zlękła.
Skąd ta nagła choroba? Chłopak wprawdzie spał trochę niespokojnie, o czem wiedziała dobrze, bo sypiał przy niej, mówił przez sen, ale gorączki nie miał. To rzucanie się i niespokojny sen można było wytłumaczyć tem, że przed spaniem tatk przeciągnął go kilka razy lejprem. Niezawodnym instynktem macierzyńskim neńka wyczuwała, że chłopak wstał rano zdrów.
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.