Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

— Nie chciałem! — brzmiała niepewna odpowiedź.
— Dlaczego, dziecko?
Cisza.
Wreszcie w półzmroku rozlega się szept:
— Bo chciałem przynieść pełny worek. Zawsze przynosiłem.
— Ale może ty jesteś osłabły?
— Nei! — Więc cóż to znaczy, synku?
Długa cisza. Chlipanie, pociąganie nosem, wreszcie płacz, przechodzący w łkanie, a w niem urywane słowa:
— Ja... nie... wiem...
Neńka wzięła chłopca na kolana, uspokoiła go. A wówczas Eryk opowiedział jej, jak to od jakiegoś czasu nie może dźwignąć nawet ćwierci worka piasku, że mu w tem coś przeszkadza, że nie pozwala.
— Ale przecie wczoraj jeszcze przyalałeś?
— To nie ja, to Julka! Ja nie mogłem! Ja ją prosiłem, żeby przyalala.
— A widzisz! — pocieszała go matka. — Osłabły jesteś, nic więcej. Jeżeli ona mogła worek dźwignąć, to tam niema nic takiego, coby go do ziemi przyciągało.
O dziwnym rybaku Eryk, mimo swego zgorączkowania, uznał za stosowne nie wspominać.