gdy nie zapomni tych dygocących z zimna na żółtej wydmie domków rybackich, między smętnemi, szaremi przestworzami wód morskich, gdzie zaledwie kilkadziesiąt czarnych, poszarpanych i powyginanych przez wichry sosen stoi żałobnym szeregiem na niskim wale przybrzeżnym. Gdzie jak gdzie, ale zdaje się, że tu nie chciałoby się mieszkać za nic na świecie. Smutek bezbrzeżny.
Rozumie się, Kuźniczanie nie mają żadnych gruntów, wobec czego prawie zupełnie nie trzymają zwierząt domowych, drób jeden wyjąwszy i nieliczne krowy. Są też koty i psy — ogromne, groźnie wyglądające wilki.
Mimo to bardzo swą biedną wioskę kochają i bynajmniej nie twierdzą, aby w niej było smutno. Nieufni i podejrzliwi wobec obcych, między sobą są swobodni i pełni uszczypliwego, a nieraz bardzo złośliwego, ciętego dowcipu i humoru. Lubią bardzo wino i muzykę. Na cały półwysep sławna jest kapela kuźnicka, w której głównym instrumentem jest wielka rama z wiszącemi na niej flaszkami, strojonemi zapomocą odpowiedniej ilości wody. Są to kuźnickie cymbały. Gdy muzykant zacznie je szybko trącać pałeczkami, wszystko dokoła aż dzwoni, a nogi same rwą się do tańca.
Młody Paweł Kąkol — szesnastoletni kawaler — choć marzył o dostatniem życiu na
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.