Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

Umilkła, pokręciła głową i znów zapadła w zamyślenie.
— Jak to z tą pujką było? Gadaj!
Trwożnie wpatrzony w korek Eryk opowiadał akompaniując sobie wielkiem chlipaniem. Opisywał różne okrutne zabawy, jak naprzykład zwijanie kota w krąg tak, że kręgosłup w półkole mu się wyginał, wieszanie go i inne tym podobne figle.
Neńka kręciła głową, w oczach miała łzy.
Potem przyszło do opisu ucieczki kota na górę i do wyganiania go z jego kryjówki. Tu Eryk mówił coraz wolniej, jąkając się. Gdy wreszcie zaczął opowiadać, jak to on chwycił za widły i dźgał niemi pujkę, zrozumiał nagle, co zrobił. Ogarnął go taki wstyd i taki żal że ukrywszy główkę na kolanach matki, wybuchnął niepowstrzymanym płaczem. Całe jego małe ciało drżało, głowa się trzęsła, ręce kurczowo ciągnęły ku sobie matczyną spódnicę.
A matka siedziała chmurna, zapatrzona w morze, milcząca, wciąż groźna, z tym swoim ciężkim korkiem w mocnej, żylastej prawicy. Oburzało ją okrucieństwo synka. Ona sama nie była zbyt czuła dla zwierząt — traktowała je jednak mniej więcej tak samo, jak ją traktowano: siła robocza — której należy się kąt, jakiś tam kęs i chwila odpoczynku po pracy. Nie roztkliwiała się pujką, nie pieściła jej, ale