lakiem, wielkim admirałem, a potem królem wszystkich Negrów i Morów i od niego tak się ta góra nazywa.
Od tego czasu stary, kosooki Bernard Kąkol nieraz bywał w tym bogatym kraju, dokąd statek, na którym był sternikiem, stale przyjeżdżał po wełnę owczą. Wielkie jej ładunki odwoził do Anglji.
Pewnego razu statek znowu leżał w sidnejskiej owindżi, to jest przystani, ładując ogromny lodżing wełny, gdy wtem na pokładzie jego pojawił się jakiś pan, młody jeszcze i bardzo elegancko ubrany. Przystąpiwszy do kapitana, który długie lata na tym statku przesłużył, nazwał go po nazwisku i imieniu, pytając, czy go sobie przypomina. Ale ani kapitan, ani stary Bernard Kąkol, ani żaden z najstarszych na statku majtków nie poznał go. Wtedy on nazwał się im sam i powiedział, że jest tym chłopcem okrętowym, który swego czasu zbiegł ze statku. Nie chciano wierzyć, żeby tak elegancki pan mógł być chłopcem okrętowym. Gdy jednak zajrzano do ksiąg okrętowych, przekonano się, że pan ów nie kłamał. Uciekłszy z okrętu, poszedł na służbę do bardzo bogatego fermera, który hodował na wielką skalę owce. Ponieważ chłopak był chętny, wierny i pilny, fermer powierzył mu po pewnym czasie jedną fermę, a później wziął go do dyrekcji swych rozleg-
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.