Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

łych dóbr, gdzie były chłopiec okrętowy poznał się z jedyną jego córką, a ożeniwszy się z nią, odziedziczył po śmierci fermera cały jego ogromny majątek.
Opowiadając tę historję, stary Bernard dodawał zawsze:
— Gdybym był młodszy, zaraz wyjechałbym do Australji!
Oczywiście zapomniał o tem, iż tamten chłopak nie był ani kosooki, ani tak dziobaty jak on. Zresztą czyż każdy fermer ma obowiązek wydać córkę za zbiegłego chłopca okrętowego?
Mnie się zdaje, że Bernard Kąkol był o tem jak najświęciej przekonany. Stąd też i Paweł, syn jego, wierzył niezbicie, iż wystarczy mu tylko stanąć na bulwarach miasta o tajemniczej nazwie Sydney, a już rzuci mu się w objęcia młoda Australijka z dwudziestu tysiącami owiec w posagu. I stary o tem nie wątpił, narazie jednak nie puszczał syna w świat, bo mu chłopak był w domu potrzebny.
Jednakże pewnej zimy było tak ciężko i głodno, że stary rady sobie dać nie mógł. Połów „wangorzy“ wypadł licho, śledzików było mało, a szproty się nie pojawiały. Chleba nie było. Dzieciom dawano na śniadanie i na wieczerzę bulwę, podlaną słonym lukiem, czyli sosem z pod śledzi. Na pólnie była też bul-