Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/186

Ta strona została przepisana.

przemalowywać cały szyld dla jednej głupiej litery. Czasem, gdy połowy były lepsze i urządzano zabawy, szkólny mógł przyglądać się czarnym sylwetkom tańczących par, widocznym przez okno rzęsiście oświetlonej sali. Widok ten jednak martwił go tylko. Pomyślałby kto, że niesłusznie, bo przecie widok ludzi tańczących jest wesoły. To prawda. Ale szkólny był młody i lubił sam tańczyć, a skoro ze swego okna przyglądał się, jak drudzy tańczą, to znaczyło, że nie miał pieniędzy, aby móc pójść na zabawę. Wtenczas widok weselących się ludzi nie jest wesoły i budzi myśli wielce smętne.
Wiele kłopotów miał też szkólny z dziećmi. Dzieci rybackie są bardzo chętne, zdolne, naogół grzeczne, dobre i bardzo pracowite. Rodziców bardzo kochają, starszych szanują, małe chłopaczki całemi dniami rąbią drzewo, dziewczynki noszą piasek ze strądu i wogóle wszystko pracuje. Ale, oczywiście, chłopcy, w których płynie krew rybacka, z szczególnem upodobaniem zajmują się wszystkiem, co się odnosi do rybołówstwa, marząc tylko o tem, aby wypłynąć na morze. „Izaks“, „beka“, „antryba“, „paczena“, „kaszyrz“, „elmąt“, „stewa“, „rema“ i inne takie, szkólnemu niezrozumiałe rzeczy, znacznie więcej zajmują dziecko rybackie. niż naprzykład opis pługa, którego ono tu nigdy nie widzi. Dla-