Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/201

Ta strona została przepisana.

Jak pomyślał, tak i zrobił, ale po drodze zaczęły go męczyć nowe wątpliwości. Zabrał jej korki, dobrze, ale w czemże ona teraz do niego przyjdzie? Te korki są najwidoczniej zaczarowane, bo we wsi nie widać było, że są złote. To się pokazało dopiero na strądzie niesamowitego Libeku. Nie jest pewne, czy nawet ta nadprzyrodzona istota wodna może mieć drugą taka parę korków, a w samych pończochach nie będzie mogła przyjść. Więc co zrobić?
Ze złotemi korkami w obszernych kieszeniach płaszcza udał się z przechadzki wprost pod „Łososia“ z ignoranckiem „kiem“. Samotny, usiadł w kącie między stołem a ladą, i popijając piwo gdańskie, gawędził bezmyślnie ze starym Papaszkiem. Wtem zakukała kukułka w zegarze, i szkólny machinalnie podniósł głowę. Obok zegara wisiało kilkanaście par zwykłych korków rybackich. To podsunęło mu pewien plan.
— Dużo kosztuje para takich korków? — zapytał.
Staremu Papaszkowi błysnęły oczy. Połowy były liche, mało kto co kupował, a tu szkólny chce kupić parę korków. Nie należy sposobności z rąk wypuszczać.
Więc Papaszk ożywił się natychmiast i zaczął szkólnemu opowiadać, jak to zdrowo chodzić w korkach i że dzięki nim unika się