Chcąc nawiązać z nią rozmowę, pytał dalej:
— Dokąd panienka idzie?
— Do wędzarni Hermańskiego szproty wytykać. Trzeba pracować, a on daje czterdzieści groszy za godzinę.
Szkólny zdębiał. Złote korki i czterdzieści groszy za godzinę za wytykanie zimnych jak lód szprotów w wędzarni nieopalonej i pełnej dymu gryzącego w oczy.
— Czterdzieści groszy za godzinę! — wykrzyknął. — I pocóż to?
— Na morzu trzeba pracować! — odpowiedziała z powagą dziewczyna.
Stał przez chwilę w milczeniu, nie wiedząc, co ma powiedzieć.
— A tamte korki zdarły się, dlatego kupiłem nowe — rzekł wreszcie.
— Bardzo dziękuję! — odrzekła dziewczyna z uśmiechem. — Ale tamte korki jeszcze się nie zdarły.
Szkólny wziął „na odwagę“ i zapytał:
— Powiedz mi, panienko, kim ty jesteś?
— Dzieckiem morza — odpowiedziała dziewczyna poprostu.
— To ja sam wiem. Bo przecie widziałem... I ty wiesz, że widziałem. Ale musisz mi więcej o tem wszystkiem powiedzieć.
— O czem?
— O tem wszystkiem.
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/205
Ta strona została skorygowana.