Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/206

Ta strona została przepisana.

— Niech pan zapyta. kogo pan chce, powie panu to samo, co wiem ja. Tu niema nikogo, prócz dzieci morza.
— Tak, ale dzieci morza są biedne, a twoje korki są ze złota.
— Na pewno?
Zachichotała i odeszła.
Wtedy szkólny, wielce zaniepokojony, popędził do domu, wyjął z szafy korki, i podszedłszy z niemi ku oknu, zaczął się im uważnie przyglądać. Wątpliwości najmniejszej nie ulegało, że korki były szczerozłote, z rubinami i perełkami.
Co za niezrozumiała historja!
Tego samego wieczora jeszcze szkólny pod jakimś pretekstem odwiedził wędzarnię Hermańskiego i istotnie ujrzał w niej dziewczynę w płomienistym swetrze, właśnie zanurzającą zmarznięte palce w dymiący kubełek z gorącą wodą. Stała wśród innych dziewcząt przy stole, na którym piętrzył się stos srebrnych szprotek.
Widok ten tak na szkólnego podziałał, że młodzieniec poszedł wprost pod „Łososia“ z tem niedorzecznem „kiem“ i długo siedział w mrocznym kącie, między ladą a stołem, nie odpowiadając nawet na uprzejme pytania starego Papaszka. Patrzył tylko w pęki, czyli „buńty“ korków, wiszących na ścianie, i zda-