Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/212

Ta strona została skorygowana.

— Nie zawsze, tylko wówczas, gdy miałam zamiar prędko wrócić. Korki są mi potrzebne.
— A czyż bez nich teraz do domu nie wracasz?
Dziewczyna uśmiechnęła się trochę smutno.
— Tak — odpowiedziała. — Ale nie widuję już ojca, do którego bez korków iść nie mogę.
— Dziwne historje! — pokręcił szkólny głową. — Czemuż nie powiesz ludziom, że ci ukradłem złote korki?
— Niktby nie uwierzył, żem je miała — odrzekła dziewczyna.
— A jeśli ja im pokażę?
— Po pierwsze, nie uwierzą, że to moje, a po drugie, czy to ładnie, żeby szkólny kradł złote korki?
— Pannie morskiej korki ukraść można — odparł szkólny.
— Ale przecie nikt nie uwierzy, że ja naprawdę jestem panną morską, któraby nosiła złote korki. Ludzie wiedzą, że pracuję w wędzarni. Panu się udało biedną bogunkę podpatrzeć i okraść, a ja się mścić nie mogę, bo moje panowanie jest w morzu, nie na lądzie. Ale ładnie to z pana strony nie jest. Lecz ludzie zawsze tak z nami postępują.
Szkólnemu zrobiło się przykro.