z podwodnego pałacu się wydostał, tego szkólny zupełnie już nie pamiętał, bo kiedy odzyskał świadomość, dzwoniono właśnie na Anioł Pański i trzeba było wstawać, aby zdążyć na czas z ubraniem się, przygotowaniem sobie śniadania i choć pobieżnem przygotowaniem się do lekcyj. Norda wyła, w pokoju było zimno, szkólny dzwonił zębami i tak w smętku zimowego poranka zapomniał o odwiedzinach w pałacu króla Wielkiego Szuru z przyległościami.
Ale od tego czasu unikał Agnes, jakby się jej bał. Wprawdzie złote korki wciąż leżały na swem miejscu w szafie i królewna nie dopominała się o nie, jednak szkólnemu było wstyd. Przyjęto go gościnnie, a on korków nie oddaje. Z drugiej strony jakże pozbywać się złotych korków autentycznej królewny podwodnego państwa? Nawet gdyby nie były złote, stanowiłyby majątek, o ile autentyczność ich zostałaby należycie stwierdzona. Z całego świata ludzie zjeżdżaliby się, aby je zobaczyć. W dodatku napis nad gablotką muzealną z korkami: „Dar profesora Ryszarda Marji Sobieskiego, który korki zdobył i zwiedził podwodny pałac królewny“.
Trudno było znaleźć wyjście z tego zawikłanego położenia.
Aż wreszcie strzelił szkólnemu szczęśliwy pomysł do głowy.
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/219
Ta strona została skorygowana.