Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/223

Ta strona została przepisana.

ślub, po którym urządzono u Papaszka huczne wesele. Przygrywała cała orkiestra rybacka, a dęła w trąby z taką mocą i zapałem, że pół wioski drżało, jak podczas nordowego sztormu. Tańczono do upadłego. Gdy zaś przyszedł wieczór, cała ludność wioski uszykowała się na placu przed kościołem za orkiestrą. Więc przedewszystkiem Związek Wojaków i Powstańcóv z barczystym wójtem na czele, potem Związek Młodzieży z karabinami na ramionach i w czapkach wojskowych, maszerujący równym krokiem, a prowadzony przez dziarskiego komendanta w eleganckim płaszczu gumowym piaskowego koloru. Za tym oddziałem szła krokiem sprężystym „Liga Morska i Rzeczna“ z powiewającą wysoko biało-czerwoną banderą z żółtym okrętem. Teraz dopiero kroczyła para młoda ze swym orszakiem weselnym, a za nim ustawiona w czwórki — cała ludność wioski. Wszystko to pomaszerowało ku Libekowi.
Gdy tam przyszli, ujrzeli, że stara wieża drewniana świeci, jak wielki słup ognia, tak iż cale morze było od niej jasne. W pierwszej chwili myślano, że wieża się pali, że stoi w płomieniach, ale były to płomienie zimne, które świeciły, lecz nie grzały. Na strądzie pod lasem czekały już liczne stoły, ławy, beczki piwa i wielkie butle, pełne czerwonego wina. Po gładkiej powierzchni wody uganiały