Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

przed kilku tygodniami osiadł na mieliźnie i leży teraz niedaleko Helu. Kapitan nie miał dość pieniędzy na zrobienie go „flot“ i pojechał do Holandji, do swojej Kompanji. Nie wiem, co tam się stało, może kapitan zachorował, ale pieniędzy dotychczas nie przysłano, kapitan nie wraca, a z załogi ośmiu ludzi odeszło. Zostałem ja i jeden Niemiec, i tak we dwóch pilnujemy statku. Nie jest możliwą rzeczą, żeby o nim zupełnie zapomniano, bo ma wartość i biegać jeszcze długo może. Z pewnością dostaną go flot i wtedy pojedziemy. Ale teraz jest licho. Mój kolega, Niemiec, jest chory, w kościach go łamie i niewiele może mi pomóc. Ja muszę często wyjeżdżać na ląd i starać się o jakiś grosz na chleb, bo ja pochodzę z Karwji i mam tu przyjaciół, więc mnie, jako znajomemu, uręczą i pomogą. Niemcowi byłoby trudniej, Chłopiec okrętowy przydałby się, bo jak mnie niema na statku, a Niemiec jest chory, to tak, jakby nikogo nie było. Jeżeli chcesz, pojedziesz ze mną na „Gwiazdę Polarną“. Płacić ci teraz nie będę nic, ale kiedy okręt będzie znowu flot, dostaniesz płacę za cały czas służby, tyle, ile zwykle szyfsjunga bierze. Ubranie masz?
— Mam! A nie przewróci tego okrętu sztorm?
Okrętnik pokręcił głową.