Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nei! — odpowiedział. — On siedzi tak mocno, że go nawet pestsztorm-arkun z miejsca nie ruszy. Więc jakże? Pójdziesz ze mną? Zawiózłbym cię zaraz motorówką tego Elana, bo za chwilę jedziemy.
Propozycja nie była zbyt ponętna, ale chłopca zaczęła nęcić myśl służenia na zapomnianym, opuszczonym okręcie. Do Helu było niedaleko, więc w razie czego mógłby stamtąd łatwo wrócić do Kuźnicy, choćby pieszo. W Helu czasem bywał, ale nie znał go dobrze. Ciekawiło go życie bogatych rybaków helskich, o których nieraz słyszał, a którym wszyscy rybacy z całego półwyspu zazdrościli licznych motorowych kutrów. Ale..
— A cóż ja tam będę jadł? — zapytał po namyśle.
— To, co ja! — odpowiedział stary okrętnik. — Nie bój się, z głodu nie zginiesz! Jedziesz?
Paweł siedział dłuższą chwilę w milczeniu i rozmyślał. W domu bieda i na okręcie bieda. Czy nie wszystko jedno? Ale nie! Bo na okręcie wszystko nowe, nieznane, a w domu — stara bieda, znana oddawna i nudna.
— Jadę! — rzekł.
Okrętnik podał mu rękę i kazał dać jeszcze psiwka, poczem zaczął coś tłumaczyć Elanowi. Paweł zrozumiał że mówią o nim.