Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/258

Ta strona została przepisana.
O łabędziach we wiku.

Był sobie raz pewien rybak, który miał czternaścioro dzieci. Pracował ciężko na ich utrzymanie i starał się, aby były i syte i jako tako ubrane. Ale każdy zrozumie, że mu to z łatwością nie przychodziło, zwłaszcza, że niezawsze Bóg dawał rybę. Wobec tego kto z rodziny tyle miał sił, że mógł być na coś pożyteczny, pracować musiał. I tak neńka i dwie starsze córeczki, które do szkoły już nie chodziły, pracowały w wędzarni, albo wiosną i jesienią w lesie lub w polu. Co tam z drobiazgu chodziło do szkoły, to siedziało w ciepłej izbie szkolnej. Maleństwa raczkowały po podłodze, a znów które z dzieci mogło wybiec z domu, to się bawiło wraz z innemi rybackiemi dziećmi na wielkim placu przed kościołem. Dozoru żadnego nie było, bo neńka często mu siała pracować poza domem.
Rozumie się, że w takiej ogromnej republice dziecinnej porobiły się różne stronnictwa, sojusze i przyjaźnie. Niektóre dzieci mówiły po ojcu narzeczem miejscowem, inne znów, lgnące więcej do matki niż do ojca, mówiły