Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/262

Ta strona została przepisana.

bardzo ostrożne, czujne i zwykle wystawiają straże, które mają donosić o najmniejszym podejrzanym ruchu w otoczeniu. W ów czas stano zrywa się i albo leci wodą, dopomagając sobie wiosłowaniem zapomocą łap potężnych, albo też wzbija się w powietrze i odlatuje z wielkim szumem ogromnych skrzydeł. Ptaki te przebywają u nas całą zimę, aż mniej więcej do marca, a jeśli kwiecień jest chłodniejszy niż zwykle, to i do kwietnia, poczem, gdy słonko wiosenne mocniej zacznie świecić a na strądzie migają wyciągnięte niewodem srebrnołuskie łososie, dzikie łabędzie odlatują na północ.
Trzeba też wiedzieć, że ptaki te, dochodzące nieraz do trzydziestu funtów wagi, są bardzo pożądaną zdobyczą dla rybaka, tak dla puchu i pierza, jak i dla mięsa, które rybacy, według powszechnie do wszelkiego stworzenia stosowanej recepty, solą, a potem wymoczywszy w wodzie, gotują lub smażą. To też nic dziwnego, że chętnie na nie polują, mimo iż jest to rzecz niełatwa, wymagająca wiele za chodu, a przytem w wyniku niepewna, bo łabędź ma na sobie tyle gęstego, zbitego pierza, tak twarde lotki w skrzydłach, a prócz tego jest tak silny i żywotny, iż nawet ciężko ranny, bez trudu potrafi ujść myśliwemu, czy to wodą, czy też ostatnim wysiłkiem skrzydeł, zwłaszcza, jeśli strzał padł z broni lichej