Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/286

Ta strona została przepisana.

— Poco? Cóż w tem ciekawego? Kot jak kot, a wszyscy wiedzą, że koty morskie istnieją. I nie takie cuda są w naszem morzu!
— No, to już trudno. Więc cóż było z tym kotem?
— A, to był kot wyjątkowy, bo tak się jakoś złożyło, że właśnie w całej zatoce i w Małem Morzu żadnych kotów morskich nie było. Więc tedy ten kot królował sobie w morzu i opływał we wielkie dostatki, tak że wyrósł ponad zwykłą miarę i był bardzo silny, skutkiem czego znów miał stale doskonały apetyt i pochłaniał wielką ilość ryb, zwłaszcza węgorzy, tych bezbronnych marzycieli morza...
— Cóż znowu! Obrzydliwy, czarny, leniwy węgorz — marzycielem!
— I to jakim! Ten obrzydliwy, czarny, leniwy węgorz, żyjący w błotnistych, brudnych lecz zacisznych i ciepłych stawach i rzeczułkach, gdzie właściwie ni mu nie grozi i gdzie pędzi żywot wygodny — marzy o wielkiem, czystem morzu, o jego rozkołysanych, śpiewających falach, o sławie i rozlicznych przygodach dalekiej wędrówki w świat nieznany. Skąd się w nim to bierze, niewiadomo, ale ten sen jest tak potężny, odległe o setki mil morze woła tak głośno, że w leniwym węgorzu budzi się niezłomna, nieprzeparta wola, która zmienia się w czyn.